środa, 28 stycznia 2015

Rozdział 9

- To, że jestem niska, nie znaczy, że można mnie dyskryminować! - narzekałam do Ashley, idąc z nią ramię w ramię po wiejskiej dróżce. Dookoła było bardzo ładnie- pola różnobarwnych kwiatów, soczyście zielona trawa, ptaki i cykające... cosie. Wszystko super, oprócz jednego szczegółu.
Na początku (niestety) zderzyłyśmy się z jakimś facetem. Niestety. Nasza rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
"- Ranyy, przepraszam, psze pana!
- O, mała Fallen? Nie zauważyłem cię."
Jak. Można. Dwa. Razy. Zdyskryminować. Niską. Osobę. W. Dwóch. Zdaniach. JAK?
Muahah, sąsiad potrafi.

Kiedy już ochłonęłam po szoku, z obrażoną miną odwróciłam się do niego tyłem i z zadartą w górę głową ruszyłam dróżką, oczywiście, jak to ja, co krok potykając się o kamienie. Moja wyniosłość nieco na tym ucierpiała, nie powiem...
Urok noszenia koturn. Ale co z tego, że wiecznie mam je na nogach? I tak jestem przeraźliwie niska!
Może oprócz tego kurdupla, z którym chodzę do klasy, ale on się nie liczy. Powód? Bardzo prosty. Jak już zauważyliście, to jest on. A ja jestem ona. Widać różnicę?
I mimo tego, że większość moich butów to koturny, nadal wszyscy nade mną górują. Można by powiedzieć, że jedynym powodem, dla którego ktokolwiek mógłby na mnie zwrócić uwagę, jest  nietypowy wygląd. I nie mówię tu tylko o twarzy i włosach, ale też o sposobie ubioru. Tak, bo oprócz tego, że ja to dziewczyna... no ogólnie ciemna. Prawie czarne loki, tęczówki w kolorze  czekolady, skóra barwy karmelu. I teraz, uwaga! Zwykle moje ubrania też były ciemne! A czarna koszulka z logiem zespołu AC/DC, czarne dżinsy i czarna kurtka skórzana, do tego czarne koturny, czarna biżuteria, czarne, czarne, czarne...
- Ale on cię po prostu nie zauważ... - zaczęła wesoło Ashley, na co ja triumfalnie wyrzuciłam ręce w górę.
- Do-kład-nie - zasylabowałam dobitnie, zaplatając ręce na piersiach. - Wina genów - burknęłam cicho do siebie, starając się nie wywalić na moich koturnach. Co jak co, ale utrzymanie równowagi w takich butach wymaga nie lada wprawy. - Moja rodzina cechuje się niskim wzrostem! Tata to nie wiem, ale mama jest stosunkowo mała.
- No popatrz, u nas tylko Krzychu się tak wyrodził - wtrąciła wesoło Ashley. Uniosłam do góry jedną brew, a mój mózg się zawziął i zaczął szukać słowa "Krzychu" w swoim słowniczku. 
Krzychu. Od Krzysiek, nie? A Krzysiek to ten kurdu... niski gościu?
O mój Boże, oni byli rodzeństwem?!
Nie, nie mogli być. Byli w tym samym wieku, ale bliźniaki odpadają, za mało podobieństw. Z tego co pamiętałam rysy twarzy mieli kompletnie inne. Chociaż...
Nie, stawiam na kuzynów. 
- Czekaj, ten kurd... znaczy Krzysiek to twój... cioteczny brat? - spytałam z nutą ironii w głosie. Nie moja wina, to było naprawdę śmieszne.
- Tak, kuzyn - zaśmiała się. - Kurde, chciałabym zobaczyć twój dom, ale muszę wracać. Ciocia będzie się zapewne niepokoić.
- Jasne - uśmiechnęłam się grzecznie. 
Ale jeśli bez niej wpadnę na jakiegoś kolejnego sąsiada-rasistę wzrostu to przy najbliższym skrzyżowaniu w mieście rzucę się pod samochód. Psh.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz