niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 10

Rozmawiałem z Caitlin, moją macochą, a nasza rozmowa polegała głównie na monologu, z jej strony i przytakiwaniem z mojej strony.
- Młodzieńcze! -WTF! Kto w tych czasach tak mówi- Mówiłam ci, dzwoń co godzinę! Co GODZINĘ! A ty jak zwykle zignorowałeś moje nakazy i nie odzywałeś się równiutkie 3 godziny. Czy ty wiesz jak ja się martwiłam?
- Tak, wiem Kate.
- Dodzwonić się do ciebie nie można -odruchowo sprawdziłem telefon. Ups! Dziesięć połączeń nieodebranych- Całe szczęście, że Ashley odebrała, porządna dziewczyna, nie to co ty sklerotyku jeden!

- Tak. Rozumiem. Ashley to cuudowna dziewczyna, nie wiem co bym bez niej zrobił -starałem się ukryć sarkazm- Wracam do domu, mam coś kupić? Zrobić?
- Odbierz bliźniaczki z przedszkola!!
- Ale to nie po drodze...
- To taka mała kara. Zresztą musisz nabrać trochę mięśni, bo tyś takie chucherko.
- Kate, proszę nie wracajmy do tego tematu. Odbiorę dziewczyny!
Rozłączyłem się zanim macocha zdążyła cokolwiek powiedzieć. Caitlin jest całkiem fajną kobietą, można z nią pogadać, ale z powodu, że nie jestem JEJ dzieckiem, troszczy się i opiekuje mną, bardziej niż moimi przyszywanymi siostrami, pomimo że jestem najstarszy. Takie zachowanie potrafi być strasznie irytujące.
Wybiegłem ze szkoły i szybkim tempem ruszyłem w kierunku przedszkola moich "sióstr". Ze szkoły do przedszkola droga trwa około piętnaście do dwudziestu minut, a z przedszkola do domu o dziesięć do piętnastu minut dłużej niż ze szkoły prosto do domu. Gdy zauważyłem kolorowy budynek, od razu wiedziałem, że jestem na miejscu. Wszedłem do środka.
Już sam korytarz był dziełem dzieci, wszędzie jakieś "obrazki", jeżeli tak to można nazwać. Wchodząc głębiej, słyszałem nasilające się krzyki dzieci i przedszkolanek, chyba próbujących ogarnąć chmarę bachorów.
Niepewnie wszedłem do pomieszczenia. Widziałem kolorowe plamy biegające tam i z powrotem oraz opiekunki, stojące bezradnie na środku pomieszczenia. To chyba była ta godzina, kiedy dzieci szalały, zanim pójdą spać. Tak, SPAĆ. W pewnym sensie, to dobre, bo szybciej zasną. No ale [zawsze jest jakieś ale] tym sposobem przedszkolanki nie mogą przygotować miejsc do spania. Taki to problem z dzieciakami.
- Ksysiek!! Psysedles! -najwyraźniej jedna z moich sióstr mnie zauważyła. Wait, to jest chyba Ama, czyli Amanda. Jej siostra to Ame -od Amelii. 
Podeszła do mnie jedna z tych opiekunek, zauważyłem, że nie miała butów, to znaczyło, że przyszła w szpilkach. Taak, w szpilkach do pracy, które jest przedszkolem pełnym małych, wnerwiających i ciekawskich świata bachorów. Taa... Też je kocham.
- O hej! Pomożesz nam? Proszeee, prosze-prosze.
Nie wiedziałem co powiedzieć, nie spodziewałem się takiej reakcji.
- Ja-aa... Przyszedłem po bliźniaczki, które jak widzę, robią to całe zamieszanie -próbowałem się jakoś wymknąć, no ale nie... ta musiała mnie chwycić za ramię i prosząco ścisnąć. Jeszcze na dodatek te małe dziewuchy musiały przybiec i pociągnąć mnie na sam środek sali, gdzie... a jakby inaczej ...wszystkie, dosłownie wszystkie bachory musiały się na mnie rzucić. No jakże mogłem zapomnieć, że te dzieci też mnie kochają, to oczywiście ironia.
Nie minęło nawet dziesięć minut, a ja już miałem dość tej "zabawy".
A nie sorka, nie minęło pięć minut i już miałem dość.
W końcu dzieciaki zaczęły padać, ale tak dosłownie, w miejscu gdzie akurat były, kładły się spać. Poprosiłem siostry, żeby poszły do szatni zacząć się przebierać, a ja pomogłem opiekunkom położyć dzieciaki na leżankach.
Ziewając, chyba mnie zaraziły, poszedłem do szatni. Ciągle ziewając, pomogłem założyć buty i kurtki. Co jak co, ale o zdrowie małych trza dbać. W końcu wyszliśmy, z tego cholernego budynku i odechciało mi się spać, tak samo Amandzie i Amelii.
Chyba to przedszkole ma jakiś usypiający wpływ. Już się boję.
Ama i Ame chwyciły mnie za ręce. Ama po lewej, a Ame po prawej. Mało istotna wiadomość, ale zawsze się powtarza
- Bracisku. A wies so?
- Co, skarbeńka?
- Zlobilysmy dla ciebe rysunki. Ale zobacys je w domciu, dobze?
- Tak, poczekam, ale wiedzcie, że się niecierpliwię.
- A mamusia i tatus w domu?
- Mamu tak, a tatuś jeszcze w pracy. Chodźcie, pójdziemy przez park, co o tym myślicie?
- Taaak!
Pobiegliśmy. A raczej one pobiegły ciągnąc mnie za sobą. Pfff... Męczące...


1 komentarz:

  1. Piszesz znakomicie. Zostawiłam u siebie nominacje dla ciebie do LBA http://opowiadaniaajulii.blogspot.com/ :*

    OdpowiedzUsuń