wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 8

Laura nagle kichnęła, wyglądała jakby przeszła tornado.
No oczywiście, że nie tak dosłownie.
Fajny kotek. Też bym chciała takiego teleportującego się do szkół futrzaka -powiedziała "alergiczka".
Przyjrzałem się dziewczynie, zbierało się jej na kichnięcie. Widziałem to na jej twarzy.
Poczułem chęć, żeby parsknąć śmiechem, jak tylko dziewczyna zatkała ręką buzię i próbowała nie kichnąć.
Odwróciłem się do Ashley, a ona najzwyczajniej <jakby to było zwyczajne> na świecie bezceremonialnie wbijała swój wzrok we mnie. Podniosłem brew na znak zdziwienia, a kuzynka uśmiechnęła się "niewinnie".
- Ze mną okej -usłyszałem za plecami.

Laura wróciła do nas. Obciągała spódnicę? Nie zauważyłem, żeby jakaś inna dziewczyna to robiła, one raczej podnoszą je.
- Hej -nawet nie zauważyłem kiedy otworzyłem usta- Jeśli masz alergię to sorry za kota. Nagle znikąd się pojawił. Pewnie znowu uciekł z domu.
Nie wiedziałem jak ja to powiedziałem, słowa same mi wypływały. Brr... Takie dziwne wrażenie.
- Nooo może trochę uczulona. Trochę. Nie bardzo. No dobra, jednak bardzo. W sumie to totalnie jestem uczulona na koty. Zmieńmy temat. Pojawił się? Bach i już? Kurde, faktycznie teleportujący kot. Może mój pies też tak potrafi? Nie, on jest zwykły. To znaczy jedyne, co kiedykolwiek zrobił zaskakującego to w sumie... Okej. Stop. Robimy cięcie przy słowie "już". Tego, co mówiłam potem nie ma. 
Z przyjemnością zauważyłem, że to jej gadanie nie jest wnerwiające. Inne dziewczyny, jakie znam, także dużo mówią, ale gadają tylko o plotkach, kosmetykach i jakichś babskich pierdółkach, ale ona gadała "do tematu".
- Widzę, że lubisz dużo mówić -lekko się uśmiechnąłem- A tak w ogóle to jestem Krzysiek. Broekhart Krzyś.
No tak trzeba się kiedyś przedstawić, w końcu i tak prędzej czy później pozna moje nazwisko i imię. A. I ja chcę mieć pewność, że nikt nie przekręci tego "Broekhart".
- Laura. Fallen Laura.
Poprawiłem sobie kota w ramionach, który nagle zaczął mi ciążyć. Czy mi się wydaje, aby to jej piwne spojrzenie sprawiało większą wagę rzeczy. Ashley przyglądała się nam z lekkim uśmiechem. Niech nawet nie myśli o tym, co ja sobie nie wyobrażam. Ja się nie zgadzam, żeby jakakolwiek dziewczyna decydowała o moim życiu, nie, nie zgadzam się. Lekko. LEKKO zdenerwowany odetchnąłem.
- Miło mi poznać. Znasz Ashley?
- Tak. Tak się złożyło, że się poznałyśmy - Ashley przewróciła oczy?
A no tak! Ten upadek przed salą! Już sobie przypomniałem.
Odwróciła się i wyszła z sali. Hehe, zemsta się spełniła...
WTF? Ja to powiedziałem?
- Idziemy? -spytałem trochę nieobecny, chociaż nie, obecny.
- Możemy -skrzywienie miny- chyba zaraz kich...APSIU!!...nę. Przepraszam. Alergia.
- A, jasne. Olgi, do domu! - Kociak prychnął i, prawdopodobnie obrażony, dumnie wyszedł ze szkoły.
Skierowaliśmy się do wyjścia i oczywiście jak to w zwyczaju przepuściłem Laurę w drzwiach. Przy okazji, pokazywałem jej szkołę. Przed drzwiami głównymi czekała na nas Ashley, która rozmawiała przez telefon. Dużo gestykulowała, a to oznacza, że komuś próbuje coś wyjaśnić lub wytłumaczyć. Jak tylko nas zauważyła, zamachała ręką. W jej spojrzeniu, widziałem, że rozmawia z moim tatą albo macochą. Natychmiast, jak tylko do niej doszliśmy, wcisnęła mi telefon do ręki i wzięła Laurę pod ramię, wyprowadzając ją ze szkoły. Zanim zamknęły się za nimi usłyszałem jak Ashley pyta się o miejsce zamieszkania.
Ja natomiast z pewnymi obawami podniosłem telefon do ucha.
- Halo? -spytałem szeptem. Miałem nikłą nadzieję, że nikt mi nie odpowie, albo że to ktoś zupełnie inny.
- Krzysiek! -buchnął wysoki głos. Już przy pierwszej sylabie wiedziałem, kto to.
- Tak? Coś się stało...

1 komentarz:

  1. Bardzo fajny rozdział, z resztą jak wszystkie :) Urwałaś w takim momencie... Ciekawe, co dalej? Z niecierpliwością czekam na następny :)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń