wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział 7

Wpatrywałam się w kurdup... znaczy się chłopaka, który stał obok mnie. No wiecie, tego kurdu... ralnego faceta, dżentelmena można by rzec. Tak. Bardzo kulturalny chłopiec.
Który miał kota. Ale rozumiecie mnie?
Kota. W samym środku szkoły.W godzinach zdecydowanie nie operatywnych. Nie w czasie, w którym można podrzucać koty. Do szkoły. Kurdup... dżentelmenom.
A nawiasem mówiąc całkiem ładny był ten...
Sierściuch. 
JESTEM UCZULONA NA KOTY, JASNA CHOLERA!

Kichnęłam głośno, po czym, żeby zamaskować chwilę słabości (no co, nie lubię kichać w pobliżu ludzi. W ogóle niczego nie lubię robić w pobliżu ludzi. Ja nienawidzę ludzi!), rzuciłam lekkim tonem:
- Fajny kotek. Też bym chciała takiego teleportującego się do szkół futrzaka.
Chłopak odwrócił się i utkwił we mnie spojrzenie tych swoich niebieskich oczu, przejrzystych niczym diament, błękitnych jak lazur.
Uch. I właśnie tego nienawidzę w ludziach- jak się wwiercają tymi swoimi gałami we mnie...
NIE. To wcale NIE jest fajne.
I właśnie w tym momencie (tak- dokładnie wtedy, kiedy ten kurdu... UCH! dżentelmen wlepiał we mnie swoje paczadła) zachciało mi się kichnąć.
Lauro, oświadczam ci, że cię kocham. Naprawdę.
Trzeba być geniuszem, żeby w takim momencie kichnąć.
GENIUSZEM. 
Czym prędzej zatkałam nos (tak serio to zasłoniłam pół gęby dłonią, żeby nie było widać, ale ciii, pomińmy) i niczym pędząca gazela z gracją ruszyłam korytarzem w poszukiwaniu jakichkolwiek drzwi, żeby się za nimi schować.
Okej. Tak, przetoczyłam się korytarzem jak wielki, tłusty słoń, macając każdy kawałek ściany. Tak.
Przyznaję się.
Miejcie tę satysfakcję.
PSH.
W efekcie i tak poległam, kichając niby struś na środku korytarza.
Taaaak, Laura, na peeeewno po tej akcji będziesz miała faaanów. Na peeeewno...
Jeeeej, marzyłam...
- Ze mną okej - zawołałam przez ramię, powoli dochodząc do siebie. - Nie, ja wbrew pozorom jestem normal... chociaż nie. Jednak nie. Nie jestem normalna.
Podeszłam do nich z rozbrajającym uśmiechem. Obciągając spódniczkę, bo co innego może robić dziewczyna w moim wieku w stroju galowym?
Nie, takiego czegoś się nie podciąga. Może i nie chodziłam do szkoły, ale po pierwsze- nie jestem kretynem, jak już mówiłam, a dwa- zdaję się na logikę.
Tak, moje drogie dziewczęta. To jest logika.
Jak się ma mózgu to prawdopodobnie gdzieś w jego przestworzach jest taki mały zakamarek nazwany "LOGIKA". Warto go używać, powiem Wam.
I tak, owszem, mówię Wam to ja.
Tak, dziewczyna, która skoczyła z parasolem, myśląc, że poleci.
TO jest logika, nie uważacie?
 - Hej - powiedział ostrożnie chłopak. Biedactwo, pewnie już zdążył się do mnie zrazić. Cóż, trzeba być mną... - Jeśli masz alergię to sorry za kota. Nagle znikąd się pojawił. Pewnie znowu uciekł z domu.
Albo się teleportował.
Ba dum tsss.
- Nooo może trochę uczulona. Trochę. Nie bardzo. - Staram się robić dobre wrażenie, nie? - No dobra, jednak bardzo. W sumie to totalnie jestem uczulona na koty. - Ale wiecie, czasem starania nie starczają... - Zmieńmy temat. Pojawił się? Bach i już? Kurde, faktycznie teleportujący kot. Może mój pies też tak potrafi? Nie, on jest zwykły. To znaczy jedyne, co kiedykolwiek zrobił zaskakującego to w sumie... Okej. Stop. Robimy cięcie przy słowie "już". Tego, co mówiłam potem nie ma. 
- Widać, że lubisz dużo mówić. - O kurde. Aż tak widać? Kurka wodna... - A tak w ogóle jestem Krzysiek. Broekhart Krzyś.
Ty, to my już przeszliśmy do przedstawiania się? Szybko...
Ej, dobra. Tak się przedstawia? Imię, a potem nazwisko i imię? Okej, Laura, dostosowujemy się.
- Laura - oznajmiłam głośno. - Fallen Laura.
Wyszło, prawda? (Powiedzcie, że tak, ten dzień był już i tak okropny, nie dobijajcie mnie jeszcze bardziej)
Ashley przyglądała się nam z lekkim uśmiechem.
- Miło mi poznać. - Krzysiek poprawił sobie kotka w ramionach. - Znasz Ashley?
- Tak. Tak się złożyło, że się poznałyśmy. - A tak dokładniej to po tym, jak rzuciła mi się pod nogi niczym Power Ranger. 
Tak, też myślę, że to było oryginalne spotkanie.
Dziewczyna przewróciła oczami, obracając się na pięcie i ruszając przed siebie. 
- Idziemy? -  zapytał mnie Krzysiek. Już miałam odpowiedzieć, kiedy poczułam, że coś mnie kręci w nosie.
Ojoj. 
Nie. Nie, proszę, nosku, nie... 
- Możemy - rzuciłam, całą siłą woli się powstrzymując od skrzywienia gęby. - Chyba zaraz... - zatkałam nos - kich... 
APSIU! 
Hm. Po zastanowieniu dobrze, że zasłoniłam twarz. 
- ...nę. Przepraszam. Alergia.
- A, jasne. Olgi, do domu!
Omnom, teleportujący się samoczynnie kotek pooszedł...
Szkoda. 

1 komentarz:

  1. Tak jak obiecałam, przeczytałam :) Pomysł bardzo ciekawy :) Brakuje Ci trochę wprawy w pisaniu, ale nie martw się, mi też dużo jej brakuje :) Nikt się sam wszystkiego w chwile nie nauczył. Musisz dużo pisać i dużo czytać, bo widać, że masz potencjał. I na pewno masz wyobraźnię, a to jest najważniejsze. Talent też masz, więc w zasadzie masz wszystko. Teraz tylko działać i się udoskonalać :) Opowiadanie bardzo mi się podoba, bohaterzy mają ciekawy charakter, używasz nie wyszukanego, ale przyjemnego słownictwa, przez co łatwiej się czyta. Ale to koncepcja najbardziej mi się podoba, jest po prostu wspaniała! Życzę Ci mnóstwa weny! Pisz dalej! Czekam na kolejne rozdziały :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń